Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie o zmarłej niedawno śp. Jadwidze Rozmarynowskiej z Kamienicy

Monika Dziuma
2 kwietnia zmarła Jadwiga Rozmarynowska z Kamienicy.

Mama niechętnie opowiadała o tamtych czasach. Kiedy ja lub moje rodzeństwo ją o nie pytało, odpowiadała na pytania, jednak zawsze dopowiadała, że to był bardzo ciężki okres w jej życiu. Dokładnie 10 lutego 1940 roku została zesłana na Sybir. Miała wówczas jedyne 10 lat. Kiedy wróciła, była już szesnastolatką - opowiada córka pani Jadwigi, pani Danuta.

Jadwiga Rozmarynowska w 1949 roku wyszła za mąż. Wraz z mężem Leonem zamieszkała najpierw w Szczecinie, a po kilku latach sprowadzili się do Kamienicy. Tam prowadzili małe gospodarstwo rolne. - Mama przez kilka lat pracowała w sklepie w Kamienicy. Tato zmarł w 1992 roku - mówi dalej pani Danuta.

Pani Jadwiga doczekała się trójki dzieci. Poza panią Danutą, która przeprowadziła się do Kamienicy i zajmowała mamą, miała jeszcze najstarszą córę Helenę i syna Waldemara. Miała także czwórkę wnuków i sześcioro prawnuków. - Mama kochała, kiedy miała wszystkich na miejscu. Jak to określił mój syn, w Kamienicy było takie małe „senatorium”. Umawialiśmy się z rodzeństwem na dany termin i spędzaliśmy czas u mamy. Wtedy najczęściej organizowaliśmy sobie grille, a przy tym tańczyliśmy i śpiewaliśmy. Mama biesiadowała razem z nami. Czasami nawet, dla hecy, przebieraliśmy się w różne kapelusze czy gumofilce i tańczyliśmy przed domem. Wszyscy uwielbialiśmy nasze spotkania - wspomina córka zmarłej. Pani Danuta opowiada, że jej mama była wesołą, pozytywnie nastawioną do życia osobą.

- Zawsze powtarzała, że jeśli komuś coś damy, dobro do nas wróci podwójnie. Chociaż przeżyła trudne czasy, była szczęśliwa. A największym jej powodem do dumy była właśnie rodzina. Mama lubiła tańczyć i śpiewać. Często śpiewała rosyjskie przyśpiewki. Kiedy zaś przychodziła do niej pani doktor, na odchodne śpiewała jej „sto lat”. Podobnie zresztą po wizytach księdza proboszcza, który odwiedzał ją regularnie co miesiąc. Ksiądz o jej śpiewaniu wspomniał nawet podczas pogrzebu. Dobry humor raczej jej nie opuszczał - mówi pani Danuta. Jak dodaje, jej mama bardzo lubiła robić na drutach. - Dawniej robiła przecudne swetry czy bluzki. Później wiek nie pozwalał jej już na wykonywanie tak trudnych elementów. Do samego końca robiła jednak szaliki z wełny. Mam je w domu do dzisiaj - słyszymy od córki. Pani Jadwiga była członkiem Związku Sybiraków w Rogoźnie. Jak mówi jej córka, jeszcze trzy lata temu jeździła na spotkania Sybiraków. Później, ze względu na wiek, nie uczęszczała już na zjazdy. Podczas jej pogrzebu zabrzmiał z głośników „Hymn Sybiraków”.

- Mama zaczęła chorować w grudniu. Jeszcze na gwiazdkę zażyczyła sobie, bym pomalowała jej paznokcie na czerwono. Lubiła dobrze wyglądać. Na dwa tygodnie przed śmiercią trafiła do szpitala. Jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy się, że już z niego nie wyjdzie. Zmarła dokładnie 2 kwietnia o godz. 21.30, jak Jan Paweł II. Papież Polak zabrał mamę do siebie - podsumowuje pani Danuta.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na witkowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto